wczasy, wakacje, urlop
19 April 2013r.
Koszaliński Szlak Nadmorski Do wsi Rowy (46,0 km) dojść możemy, idąc dalej leśną drogą wzdłuż brzegów jeziora lub też przejść w dowolnym miejscu mierzeję i iść brzegiem plaży. 2—3 kilometry przed Rowami napotykamy na plaży sterczące pnie potężnych niegdyś buków i dębów jak również odkryte pokłady torfowe. Świadczy to o tym, że przed dziesiątkami lat szumiał w tym miejscu las, który uległ w twardej walce z morskim żywiołem. Rowy to cicha wioska rybacka leżąca u ujścia Łupawy, na lewym jej brzegu. Stanowi wymarzone miejsce odpoczynku dla mieszkańców zgiełkliwych miast. Wieś posiada połączenie autobusowe PKS przez Objazdę ze Słupskiem, miastem powiatowym leżącym na linii kolejowej Gdańsk—Szczecin (około 1 godz. 10 min.). Jest tu także sklep spożywczy GS. Istnieją przypuszczenia, że gdy w XI stuleciu Duńczycy zniszczyli potężny i bogaty Wolin, część jego mieszkańców, ratujących się przed pogromem ucieczką, osiadła na Pomorzu Środkowym i między innymi założyła również wieś Rowy. Tło i historia tego pogromu przedstawia się następująco: walki słowiańsko--duńskie toczą się prawie nieustannie począwszy od X wieku. Następcy Swena Widłobrodego kontynuowali politykę agresji w stosunku do Słowian nadbałtyckich, napotykając na zdecydowany opór. Królom duńskim szczególnie zależało na opanowaniu ujść Odry: Piany, Świny i Dziwny, a zwłaszcza bogatego słowiańskiego Wolina. W związku z tym król Magnus zorganizował w 1043 roku wielką wyprawę, której celem było zajęcie Wolina i stworzenie w ten sposób u ujścia Odry duńskiej bazy o dużym znaczeniu gospodarczym i wojskowym. Wyprawa ta przygotowywana była bardzo starannie z wielkim rozmachem, Ma- gnus oblegał Wolin i odniósł wielkie zwycięstwo. Mimo to jednak Duńczycy nie utrzymali się u ujścia Odry, a cała flota duńska w drodze powrotnej natknęła się w pobliżu Rugii na dużą flotę słowiańską, z którą musiała stoczyć bitwę. I tym więc razem Słowianie nie dopuścili do utworzenia bazy duńskiej na swym terytorium, co więcej, zaatakowali odpływający flotę wroga na morzu, co dowodzi aktywności prowadzonej przez nich obrony. Z Rowami wiąże się również legenda o dwóch chłopcach, którzy wyrzuceni zostali przez fale morskie na brzeg koło Rowów po rozbiciu się ataku Wikingów. Skoro dorośli, stali się oni przywódcami bandy piratów, gnieżdżącej się w Rowach i na górze Rowokół. Po raz pierwszy wieś ta wzmiankowana jest w dokumentach z 1282 roku. W 1784 roku żyło tutaj 26 rodzin. Około 1850 roku rozebrany został stary kościółek, który stał na samotnym wzniesieniu niedaleko jeziora Gardno. W starej kronice wsi czytamy, że w pewną ciemną noc dobiła do brzegu szalupa, z której wysiadł strojny w żółty, skórzany kaftan mężczyzna z piękną, bladolicą dziewczyną. Ich towarzysze, ogorzali marynarze, zbudzili śpiącego pastora, który pod groźbą ostrej klingi rapiera musiał udzielić młodej parze ślubu. Niewątpliwie byli to Szwedzi. Może to już plotka, ale mówi się, że był to sam król szwedzki Gustaw Adolf (1611—1632). Na istniejącym cmentarzu otaczającym ongiś ów stary kościół, pogrzebani są rozbitkowie z hiszpańskiej szalupy, których sztormowe fale wyrzuciły na brzeg w burzliwą noc 1806 roku. Było to trzech Murzynów, sternik i kapitan. Nowy kościół pobudowany został w 1849 roku. Wykonany jest cały z potężnych głazów. Jak głosi legenda, kamienie te pochodzą ze wsi Gardno. Chytrzy mieszkańcy Rowów zaprzęgnęli do tej ciężkiej roboty diabła. Diabeł, przenosząc kamienie przez jezioro, upuścił ich część i w ten sposób powstała wyspa, zwana Kamienną. Na południowej ścianie kościoła znajduje się pamiątka po tym właśnie diable — diabelski kamień osmolony ogniem piekielnym. Ostatnie kazanie kaszubskie wygłoszone zostało w 1799 roku. Oto jak pisze pastor z Rowów do Rządu Królewskiego (list z dnia 8. 11. 1892) "...mowa kaszubska w Rowach już prawie wymarła i gdyby nie kontakty ludności z parafią w Smołdzinie i Gardnie, zanikłaby na pewno całkowicie". Z Rowów idziemy dalej plażą. Po przejściu 4 kilometrów dochodzimy do stromego brzegu klifowego. Widzimy tutaj naturalną jego obronę przed dalszym erozyjnym działaniem fali morskiej, poprzez utworzenie się u stóp klifu "dywanika" z dużych i małych kamieni, pochodzących z tego właśnie zniszczonego klifu. Kilometr dalej, lekko pochylony, stoi wyrzucony na brzeg wrak kutra rybackiego UST—36. Idąc w dalszym ciągu plażą, dochodzimy do dużego, wartkiego potoku. Przechodzimy przez mostek i dalej już idziemy górą klifu. Las dochodzi do samej krawędzi stromego brzegu. W tych miejscach widzimy tragiczną walkę drzew o swój byt. Oto sosna, której część korzeni zwisa już nad przepaścią, a część trzyma się jeszcze kurczowo wysokiej krawędzi. Inna sosna pochyliła się już zupełnie, może jeszcze tylko jednym korzeniem czerpie soki żywotne z ziemi, ale to są już jej ostatnie dni. Pierwsza burza zwali ją natychmiast. U podnóża klifu leżą zwalone drzewa. Wstrząsające wrażenie wywierają te konające sosny, walczące resztkami sił o swoje życie. W miejscu gdzie zaczyna się betonowa opaska schodzimy na plażę i dochodzimy do radiolatarni morskiej w Ustce (62,5 km). Latarnia morska wysyła światło przerywane o zasięgu 15 mil morskich, tj. około 28 km. Radiolatarnia ma znak wywoławczy US. Współpracuje z radiolatarniami w Łebie oraz na Rozewiu.